2.02.2015

Momenty - Styczeń 2015



Niesamowite jak styczeń szybko minął. Mam wrażenie, że dopiero były święta. A tu po aniołkach i okrągłych mikołajkach nie ma śladu. Zniknął także zapach waniliowych ciasteczek, pierniczków i mojej ulubionej herbaty z pomarańczą i goździkami. W pokoju zrobiło się luźniej, bo i choinka powędrowała na strych. Oj już tęsknię za grudniową aurą.
Tymczasem zdążył minąć styczeń. Czas więc na kolejne Momenty. Jako że, styczeń to pierwszy miesiąc roku, przepełniony jest optymizmem i nadziejami. Dla wielu to czas postanowień...
... ja po raz kolejny postanowiłam niczego nie postanawiać. Mam wrażenie, że postanowienia tylko niepotrzebnie na nas wywierają presję, by wreszcie frustrować, kiedy nie udaje się w nich wytrwać. Która z Was nie obiecywała sobie, że od poniedziałku... od pierwszego...od nowego roku... Jakże nieprzyjemne jest poczucie porażki, a nawet winy, kiedy tak naprawdę nic się nie zmienia. Postanowiłam więc nie postanawiać, nie spisywać list, nie tworzyć celów. Postanowiłam po prostu DZIAŁAĆ!
To zdecydowanie skuteczniejsze niż postanowienia. Nieprzymuszona chętniej wstaję o świcie na poranną jogę, jestem bardziej kreatywna w kuchni, tworząc nowe zdrowe posiłki i jakoś lepiej pamiętam o codziennym jabłku (pamiętacie jeszcze to postanowienie? ) To co wcześniej było postanowieniem i wręcz obowiązkiem, zaczęło sprawiać przyjemność :) Jeśli jednak do ulubionej jaglanki mam ochotę dodać łyżkę miodu, lub syropu klonowego ekstra, to dodaję. Jeśli kosztem jogi śpię dłużej, to też dobrze. A czekolada przestała być grzechem. Pozwalam sobie na drobne grzeszki ;) Dzięki temu czuję się wolna!



Nowy rok to przede wszystkim nowy kalendarz. Lubię zapełniać taki czyściutki, świeżutki kalendarz notatkami. Zapisywać daty urodzin bliskich i pomysły na upominki dla nich. Z powodu mojej kiepskiej pamięci i roztrzepania staram się planować kolejny miesiąc, tydzień, dzień. Wszystko oczywście bez sztywnych ram i poczucia porażki, jeśli jakiegoś przedsięwzięcia nie uda mi się zrealizować ;)
Styczeń to czas kolejnych zjazdów, nauki i egzaminów. Cieszę się, że zdecydowałam się na podyplomówkę. Nie tylko poszerzam kompetencje zawodowe, ale także zyskuję wiele przydatnych dla mam informacji.
Niestety styczeń to okropne przeziębienie moich dzieci. Piękna zima, mróz i śnieg wróciły, a moje kaszlące Łobuzy musiały siedzieć pod kocykami. Do łask powróciły zatem klocki Lego i disneyowski "Odlot", wałkowany przy każdej okazji.


Jeśli chodzi o pielęgnację, starałam się jak najczęściej coś ukręcić. Najczęściej sięgałam po peeling miodowo-aspirynowy klik
Wypróbowałam także dwa produkty z najnowszej serii Phenome. Czy wyszło mi to na dobre? No cóż... niebawem pojawi się recenzja.
Choć większość czasu i tak spędzałam w domu, moje usta były okropnie przesuszone i spierzchnięte. Mój mamy kremik na szczęście je ratował. Recenzję znajdziecie o tutaj.
I ostatecznie włosy. O ile z grudniowego domowego farbowania jestem bardzo zadowolona ( pisałam o nim tutaj), o tyle wizyta u fryzjera mnie rozczarowała. Włosy ścięte bez pomysłu, fryzura nadana przez moją fryzjerkę, przebywającą obecnie na dłuższym L4, zepsuta :/

Może polecicie mi fryzjera na Śląsku?
POZDRAWIAM WAS CIEPLUTKO !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz