27.12.2014

Z henny do jasnego blondu



Na temat tego, co moje włosy musiały przejść mogłabym napisać książkę. To zdecydowanie burzliwa historia włosowa, z chwilami rozpaczy, a i prawdziwej grozy ;) Jesli o włosy chodzi jestem bardzo niestała. Jednego dnia marzę o prostych blond włosach, by kolejnego już chcieć być kręconowłosym rudzielcem. Toteż włosy przeszły już przez koloryzację praktycznie wszystkimi odcieniami, przez praktycznie każdy poziom od ciemnego brązu, poprzez ognisty rudy, po platynę. Były pasemka, balejaż, trwała i ombre. Była chemia, jak i naturalna henna. Takie traktowanie włosów to raczej nie powód do dumy. 

Okresem najspokojniejszym był zdecydowanie okres, kiedy traktowałam włosy henną i kiedy miałam czas na dopieszczenie ich olejami, maskami i innymi dobrodziejstwami, najczęściej domowej roboty. Wiele z moich sposobów na ładne, zdrowe włosy znajdziecie w Koszyczku. Moje włosy były wtedy gęste, długie i proste. Zdecydowanie niskoporowate i na tyle zdrowe, że w pewnym momencie niewiele potrzebowały. Niestety/stety henna nie spłukiwała się, a z każdym farbowaniem kolor pogłębiał się z miedzianego do burgundu, który niekoniecznie mi pasował.

Nadszedł niestety czas ciąży i leżenia. Nie miałam ani ochoty, ani zdrowia do dbania o włosy, a i samo leżenie raczej nie wpłynęło zbyt korzystnie na ich kondycję. Po porodzie musiałam zmierzyć się z opieką nad dwójką dzieci. Na włosy nie pozostawało zbyt wiele czau. Nosiłam z nich węzełek, żadna ozdoba. Wreszcie zdecydowałam się na radykalne cięcie. Z włosów za zapięcie stanika zrobił się średniodługi bob.

Marzenia o blondzie
Kolejnym krokiem był powrót do blondu. I o tym będzie dzisiejsza notatka. Blondynką byłam w zasadzie zawsze. Każda przygoda z brązem, oberżyną, fioletem, czy rudym kończyła się powrotem do blondu. Jestem naturalną blondynką i choć włosy nie są już tak jasne jak w dzieciństwie, nadal naturalny odrost jest na poziomie średniego blondu. Myślę, że dlatego też w jasnych odcieniach czuję się najlepiej i choć zdawałam sobie sprawę, że henna doskonale wpływa na kondycję moich włosów, postanowiłam wrócić do jasnego blondu, takiego jaki mają moje dzieci :)

I wreszcie decyzja
Pewno czytałyście mrożące krew opisy rozjaśniania hennowanych włosów. Ja także. Byłam przerażona, ale skoro większość włosów i tak po ciąży poszło pod nożyczki, stwierdziłam, że niewiele ryzykuję. Rozjaśniania nie podjął się żaden fryzjer, musiałam wziąć sprawę, a raczej włosy we własne ręce. Na temat rozjaśniania, kąpieli rozjaśniających i tonowania przeczytałam wszystko, co tylko mogłam znaleźć. Chciałam mieć blond, ale oczywiście nie za wszelką cenę. Uważam się nadal za włosomaniaczkę i użycie po prostu rozjaśniacza w jak najwyższym stężeniu uważałam za włosowe samobójstwo. Tego nie chciałam. Zejście do blondu miało więc porobić jak najmniej szkód.

Moja henna nie chce zejść!
W pierwszej kolejności postanowiłam wypłukać jak najwięcej henny. Jak już pisałam, z każdym kolejnym hennowaniem odcień stawał się intensywniejszy i z pięknego rudego pogłębiał się w burgund. Przy bardzo jasnej karnacji nie wyglądało to dobrze. Niestety henna w moim przypadku nie spłukiwała się wcale. Pomimo stosowania rozjaśniających maseczek i płukanek trzymała się uparcie. W rezultacie miałam spory odrost w odcieniu średniego blondu i długość brązowo-burgundowa.

I godzina zero - pierwsze rozjaśnianie
Po obszernej lekturze nie czułam się na siłach, by bawić się rozjaśniaczem w czystej postaci. Postanowiłam użyć gotowego zestawu. Sięgnęłam po dekoloryzator/rozjaśniacz Loreal Eclair. Po rozdrobnieniu mieszanki nałożyłam ją na 20min - najpierw na część pohennowaną, a następnie po upływie powyższego czasu na kolejnych 20 min na resztę włosów. Przyznaję papka okropnie śmierdziała i równie źle się ją nakładało. Pomimo, że poprosiłam mamę o pomoc, nie było to łatwe zadanie. Byłam przerażona! Po spłukaniu z burgundu włosy rozjaśniły się do intensywnego dosyć jasnego rudego. Byłam zaskoczona, że henna tak ładnie zeszła! Niestety odrost i część hennowana bardzo się różniły. By ugascić nieco płomienny odcień i wyrównać całość nałożyłam na całe włosy farbę Loreal. Odcień ładnie się wyrównywnał, choć na końcach rudy był bardziej płomienny. Osiągnęłam ciepły, rudawy blond. Stwierdziłam, że jak na pierwsze rozjaśnianie wyszło całkiem nieźle.

Kąpiel rozjaśniająca
Kąpiel rozjaśniająca miała ostatecznie wyrównać i rozjaśnić odcień. Ponieważ należy ją przygotować samodzielnie bałam jej się najbardziej. W drogerii Natura zaopatrzyłam się w Rozjaśniacz Garnier, przygotowałam go wg wskazówek na opakowaniu, następnie dodałam odrobinę wody oraz odżywki. Wszystko bardzo starannie rozmieszałam i wmasowałam znów najpierw w część pohennowaną, później na całość. Po upływie 40 min całość spłukałam i nałożyłam farbę Garnier Naturals 8 w celu stonowania i wyrównania całości. Tym razem włoski rozjaśniłam do poziomu ładnego, jasnego blondu. Choć odcień nadal był dosyć ciepły, byłam bardzo zadowolona. Hurra mam blond!

Farbowanie
Kolejnym krokiem było farbowanie. Tym razem sięgnęłam po profesjonalną Loreal Majirell 9.22. To odcień blondu z domieszką fioletu, obiecujący ugaszenie niechcianych ciepłych tonów. Wiedziałam, że póki co nie mogę sięgnąć po popiele - żółty + niebieski = zielony (!) Farbę rozrobiłam na 9% wodzie i hop na włoski. Po spłukaniu i wysuszeniu aż podskoczyłam z radości ! Ciepłe płomyki ( szczególnie tam gdzie była henna) wygaszone, całość jeszcze bardziej wyrównana. Różnica była nadal widoczna, ale trzeba było się przyjrzeć, by ją dostrzec. Osiągnęłam ładny beżowy blond, nadal lekko ciepły, ale bardzo ładny!

Farbowanie u fryzjera
Teraz już mogłam wybrać sie do fryzjera. Marzyło mi się ładne cięcie i oczywiście poprawienie mojego blondu. Pani fryzjerka, którą serdecznie pozdrawiam nie mogła nadziwić się, że henna tak ładnie zeszła. Postanowiłyśmy ściąć włosy do ukośnego boba z dosyć krótkim tyłem, a blond został odświeżony Loreal Majirel 10.1 + 10.21 - czyli poszłyśmy w popiel. I tak mam bardzo praktyczną krótką fryzurkę, którą uwielbiam i blond w odcieniu blondu moich dzieci!

A kondycja włosów?
Skłamałabym gdybym napisała, że powyższe zabiegi nie miały wpływu na kondycję włosów. Wlosy zmieniły nie tylko odcień, ale także porowatość, i poziom nawilżenia. Obecnie są wysokoporowate, suche na końcach. Póki co nie znalazłam rozdwojonych końcówek, ale skróciłam dosyć mocno włosy, więc to co było najbardziej zniszczone zostało ścięte. Zdecydowanie mają teraz większe potrzeby i odżywianie oraz regeneracja są obecnie najważniejsze. Sprzymierzeńcami stały się oleje, maski i sera. Ale to materiał na kolejny wpis...

Rady na koniec
- przed jakimkolwiek rozjaśnianiem odczekaj jak najdłużej. W tym czasie stosuj oczyszczające szampony i/lub dodawaj do ulubionego szamponu odrobinkę sody. Warto sięgnąć po rozjaśniające maseczki i płukanki. Szczególnie polecam domowej roboty :)
- jeśli nakładałaś hennę z domieszką indygo, zrób próbę na pasemku. Rozjaśnianie takich włosów w zasadzie zawsze daje niebiesko-zielone odcienie! Choć w moim przypadku zdażało się sięgnąć po hennę z indygo, przeważająca była henna, a więc rudości. Jeśli jednak koloryzowałaś włosy farbą roślinną na brązowo lub czarno (zawiera indygo) nie sięgaj po rozjaśniacz!
- powyższe dotyczy także pseudo mieszanek henny, zawierają przeróżne dziwne barwniki
- bardzo ważna jest kondycja włosów przed rozjaśnianiem. Nie polecam katować już zniszczonych włosów. Efekt może być opłakany.
- tonowanie! Po rozjaśnianiu, kąpieli rozjaśniającej czy dekoloryzatorze nalóż farbę, która przygasi ciepłe tony i wyrówna całość. W moim przypadku różnica przed i po tonowaniem była ogromna!
- do tonowania nie używaj nigdy farb w odcieniu popielu - na rudych lub żółtych włosach wyjdzie zieleń lub niebieski!
- płukanki zgaszą niechciane tony: żółć - fiolet (w składzie red i blue); rudy - niebieski/błękit (w składzie przede wszystkim blue)